Rozmowa z Izabellą Bukowską-Chądzyńska, reżyserką przedstawienia „Jak się kochamy w domu?”.
Z Izabellą Chodzyńską-Bukowską, reżyserką spektaklu "Jak się kochamy w domu?" rozmawiała Paulina Szwed-Piestrzeniewicz.
- To historia uniwersalna. Akcja może toczyć się w kamienicy tu w Warszawie, bądź w Paryżu, bądź gdziekolwiek indziej. Bohaterowie mogą żyć teraz, jak i 20, 50 lat wcześniej, to nie ma znaczenia, bo temat jest ponadczasowy.
- Muzyka w ogóle ma dla mnie ogromne znaczenie. Mam wykształcenie nie tylko aktorskie, ale również muzyczne. I zawsze byłam przekonana, że muzyka jest nieodłącznym elementem życia człowieka od zarania dziejów. Tak czuję, tak wierzę i tak postrzegam świat, że muzyka jest naturalnym elementem historii ludzkości, sposobem wyrazu. I jest to element najbardziej uniwersalny i ponadczasowy.
- Lubię wykorzystanie żywej muzyki. Spektakl jest wtedy niepowtarzalny podwójnie. Muzycy, którzy będą z nami występować, to są artyści, których ja znam od dawna i bardzo cenię. To są świetni muzycy, solisci, z umiejętnością fantastycznej improwizacji. Wiem, że mogę z nimi zrobić spektakl muzyczno-aktorski.
Paulina Szwed-Piestrzeniewicz: „Jak się kochamy w domu?” tytuł brzmi trochę prowokacyjnie. O co tu chodzi? W tekście i w przedstawieniu?
Izabella Chądzyńska-Bukowska: Oryginalnie to jest tytuł jednej z trzech jednoaktówek, które składają się na całość naszego spektaklu. Ich autorką jest Klaudia Paź, młoda pisarka, której dojrzałość spojrzenia na różne aspekty związków mnie zaskoczyła i urzekła. Po przeczytaniu tych tekstów pomyślałam, że się fantatycznie komponują w całość. Łączą je dwa podstawowe tematy: samotność i seks. Samotność w związku i potrzeba bliskości i seksu. Na różnych etapach istnienia związku, a także wtedy, kiedy tego związku nie ma, ale się o nim marzy, a także wtedy, gdy się rozpadł, ale ludzie, którzy byli ze sobą wcześniej nadalczują do siebie przyciąganie. To historia uniwersalna. Akcja może toczyć się w kamienicy tu w Warszawie, bądź w Paryżu, bądź gdziekolwiek indziej. Bohaterowie mogą żyć teraz, jak i 20, 50 lat wcześniej, to nie ma znaczenia, bo temat jest ponadczasowy. Tekst Klaudii pokazuje relacje międzyludzkie i tę ogromną potrzebę bliskosci. Możemy mieć przecież pozornie wszystko, bogate domy, samochody, ale jeśli w naszym życiu nie ma esencji, uczucia, to wszystko inne jest mało warte. I tak się zresztą kończy ten spektakl, krótko mówiąc, miłość jest najważniejsza.
PSP: Co cię zafrapowało w tekście bardzo młodej autorki?
IBCh: Wiesz co, ten tekst mnie zafascynował, dlatego że jego autorka jest właśnie bardzo młodą osobą, natomiast pisze tak jak, ja bym to określiła, stara dusza. Jak kobieta, która już jest po przejściach, już coś w życiu zrozumiała, wyciągnęłą wnioski, czegoś doświadczyła. Czegoś pięknego, ale też niekoniecznie przyjemnego. Więc ona pisze z jednej strony, jak bardzo dojrzała kobieta, ale z drugiej strony, ten tekst jest też młodzieńczy, bardzo dowcipny, momentami nawet farsowy. Tak jak w życiu, w którym komedia przeplata się z dramatem. Komedię i dramat dzieli bardzo cienka granica. I tak to jest w życiu, i tak to jest w naszym spektaklu. Zresztą jak czytałam ten tekst pierwszy raz, to śmiałam się na głos i wzruszało mnie to, co czytałam.
PSP: To odważna decyzja decydować się na tekst o miłości, żeby nie wpaść w stereotyp i banał. Trzeba chyba po tej cienkiej granicy uważnie chodzić?
IBCh: Tak, ale to jest świetnie napisane, a poza tym to są fantastycznie skrojone role do zagrania. Ja z punktu widzenia mojego zawodu, który uprawiam na co dzień, czyli aktorstwa, na tekst patrzyłam też właśnie od warsztatowej strony. To są fantastyczne, mięsiste aktorskie wyzwania. Jest co grać. Dialogi są świetne, akcja dynamicznie się toczy. I uznałam, że to jest warte realizacji, warto w ten tekst zainwestować, mimo, że jest to młoda autorka. Warto inwestować w młodych, utalentowanych ludzi, którzy dają nam powiew świeżości, albo przypominają nam o tym, o czym już zapomnieliśmy.
PSP: Czy podczas prób coś cię zaskoczyło w tekście? Może zauważyliście w nim pokłady, których wcześniej nie dostrzegłaś?
IBCh: Za każdym razem odkrywamy coś nowego. To jest ta cudowna magia teatru i w ogóle magia pracy z ludźmi. Tekst, nawet świetnie napisany, postrzegany tylko z punktu widzenia czytelnika, bywa jednowymiarowy. Po przeczytaniu go z aktorami, nastąpiło spotkanie innych punktów widzenia, innych interpretacji, tekst robi się bardziej wielowymiarowy, a potem jeszcze dochodzi informacja zwrotna od ludzi, którzy słuchają i oglądają próby, a na końcu widz, który zobaczy końcowy efekt. I ten efekt staje się wielowymiarowy i kolorowy. To jest ta cudowna niespodzianka w pracy na scenie z materiałem ludzkim. Gdy pracujesz z człowiekiem, to nigdy nie wiadomo, co nas spotka i zaskoczy. A dodam, że dawno się tak nie śmiałam i dawno nie miałam tylu wzruszeń, co przy pracy nad tm przedstawieniem.
PSP: Jak się pracuje nad tekstem, którego nikt wcześniej nie dotykał? Czy to jest łatwiejsza praca, kiedy nie musisz się odnosić, czy porównywać z wcześniejszymi realizacjami innych twórców?
IBCH: To zależy. Bywa łatwiej, bo się nie porównujesz z nikim. To też jest taka zasada, którą ja stosuję w aktorstwie, jak również w piosenkach, które wykonuję, jeśli biorę na warsztat jakiś szlagier, znany od lat hit, np. utwór Edith Piaf, to ja nie robię tego nigdy jeden do jednego, chyba że taki jest zamiar. Czyli jak mamy tekst już znany, to możemy się jakoś odbijać od wcześniejszych realizacji, odnosić do nich. A w tym wypadku mamy teren nieznany, pionierski. Ale z drugiej strony, myślę, że niezależnie od tego, czy to jest nowa rzecz, to i tak dajemy jej nową jakość. Nawet połączenie w przedstawieniu konkretych tych, a nie innych twórców daje wyjątkową, niepowtarzalną jakość. To jest też piękno indywidualności ludzi, każdy z nas jest tak niepowtarzalny, jak niepowtarzalne są nasze linie papilarne.
PSP: Czym się kierowałaś przy doborze zespołu aktorskiego?
IBCh: Czuciem. To nie był chłodny, logiczny, ani planowany pod kątem realizacji jakiegoś celu wybór. To jest pewien rodzaj czucia drugiego człowieka, energii, którą on ze sobą niesie i to mną kierowało przy wyborze kolegów, którym zaproponowałam zagranie poszczególnych ról.
PSP: Ja ważna w tym przedstawieniu jest muzyka?
IBCh: Muzyka w ogóle ma dla mnie ogromne znaczenie. Mam wykształcenie nie tylko aktorskie, ale również muzyczne. I zawsze byłam przekonana, że muzyka jest nieodłącznym elementem życia człowieka od zarania dziejów. Tak czuję, tak wierzę i tak postrzegam świat, że muzyka jest naturalnym elementem historii ludzkości, sposobem wyrazu. I jest to element najbardziej uniwersalny i ponadczasowy. Muzyka jest poza czasem i poza przestrzenią. Lubię takie spektakle, w których muzyka się pojawia. Uwielbiam pracować z Urszulą Borkowską, która jest kompozytorem oraz naszym szefem muzycznym i równeż akompaniuje nam i gra na fortepianie. Urszula jest wyjątkową osobą. Ogromnie szanuję ją zarówno za jej profesjonalizm, jak również ogromną kreatywność i tę cudowną muzykę, którą tworzy. Cudowny wszechświat muzyczny, który wprowadza. Pracowałyśmy przy spektaklu „Wszędzie jest wyspa Tu”, z wierszami Wisławy Szymborskiej. Urszula skomponowała tam muzykę do wierszy poetki, która bardzo nie lubiła, kiedy się śpiewało jej utwory. Natomiast kiedy mieliśmy oddać ten spektakl i zaprosiliśmy Michała Rusinka, wieloletniego skretarza i współpracownika Szymborskiej, on powiedział, że gdyby pani Wisława usłyszała te kompozycje, to na pewno by się jej spodobały i może nawet śpiewałaby je razem z nami. Urszula komponuje w sposób piękny, zawsze zaskakujący, dobrze się rozumiemy, tworzy muzyczny świat, który mi się bardzo podoba, jest inteligentny i z poczuciem humoru. Jej kompozycje są często uzupełnieniem tego, co jest na scenie, komentarzem dialogów. Chcę też wspomnieć o Kamilu Banasiaku, który jest autorem tekstów piosenek. Kamil z dużym wyczuciem, poczuciem humoru i inteligencją wpisał te utwory w dramat. Ponieważ ta sztuka, jak mówiłam, składa się z trzech jednoaktowek, to muzyka i piosenki stały się jednym z elementów łączących te historie. Mam nadzieję, że widz to właśnie w taki sposób odbierze.
PSP: Muzyka jest „na żywo”, zespół muzyczny gra podczas przedstawienia. To zawsze stanowi taki specjalny „smaczek” w spektaklu.
IBCh: Tak, ja też to bardzo lubię. Lubię wykorzystanie żywej muzyki. Spektakl jest wtedy niepowtarzalny podwójnie. Muzycy, którzy będą z nami występować, to są artyści, których ja znam od dawna i bardzo cenię. To są świetni muzycy, solisci, z umiejętnością fantastycznej improwizacji. Wiem, że mogę z nimi zrobić spektakl muzyczno-aktorski. To jest osobna kategoria. Mało kto wie o tym, że nie każdy muzyk potrafi tak fantastycznie zgrać się z aktorami, „podgrywać” aktorsko, bo ja naszych kolegów muzyków wykorzystuję też aktorsko. A nasi muzycy są w tym świetni. To nie jest koncert, ani przedstawienie operowe, to jest zupełnie inna kategoria. Tacy muzycy muszą świetnie improwizować. Można śmiało powiedzieć, że to będzie spektakl i koncert w jednym, to bardzo ciekawe połączenie. Jest to absolutnie przedstawienie aktorsko-muzyczne.